konwenanse

We współczesnym świecie ciężko o osobę, która się nie irytuje, tudzież robi to bardzo rzadko. Denerwujemy się o najmniejszą drobnostkę, o wylaną herbatę, jedno słowo, a nawet sam byt.
Irytacja jest czymś nieodłącznym człowiekowi, towarzyszy mu od zawsze i wydaje się, że będzie towarzyszyć już zawsze. Nie uwierzę, jeśli postanowisz mi powiedzieć, że się nie denerwujesz i przyjmujesz wszystko ze stoickim spokojem. Stoicy już dawno wymarli, a ich idealna filozofia sprowadza się dzisiaj zaledwie do określenia "stoickiego spokoju", a nawet to wyrażenie często używane jest w niewymagających tego sytuacjach. To, że ktoś nie zacznie krzyczeć po usłyszeniu słowa obrazy w jego kierunku nie oznacza, że od razu staje się stoikiem.
Mi irytacja towarzyszy niezwykle często, prawdę mówiąc nawet ten blog z niej się zrodził i zdaje się, że każdy post również będzie z niej zrodzony, a jako osoba nerwowa będę miała dużo do opisania, gdyż czasem wystarczy samo istnienie kogoś, bądź czegoś, żeby niemal zupełnie wyprowadzić mnie z równowagi. To aroganckie, wiem i bynajmniej nie zamierzam tego zmieniać.
Dlaczego każde środowisko czegoś od nas wymaga? Tu się uśmiechnij, tu nic nie mów, a najlepiej jeśli zachowasz się tak jak wszyscy, zostaniesz w szeregu i pamiętaj, by nigdy, przenigdy z niego nie występować, bo i po co? Z czasem jednak do każdego dotrze, że konwenanse się zmieniły i dużo bardziej odpowiadałyby nam te, które były kiedyś. Nie zamierzam jednak pomijać faktu, że kiedyś tamte konwenanse były czymś do obalenia, bo przecież one są po to żeby je obalać. Czas płynie, nie da się go cofnąć, zatrzymać, a każdy film si-fi uświadamia nas, że nie wypada czasu w ogóle ruszać, bo najpewniej skończy się to katastrofą. A jednak, współczesnych konwenansów doświadczyłam na własnej skórze i uderzyły mnie z taką mocą, że aż chciałam się cofnąć, ale wrodzona arogancja mi na to nie pozwoliła. Dlaczego miałabym się cofać, ustalę własne wartości. Co mnie tak w tych czasach oburzyło? Już tłumaczę i obawiam się, że owy post będzie niebywale burzliwy.
Jak już wcześniej wspomniałam uważam za arogancką siebie samą, nie ukrywam, że mam niewyparzony język, a moje komentarze są często nieodpowiednie do sytuacji, czego dowodem jest ten blog, ale mimo tego nienawidzę całą sobą cynizmu i egocentryzmu. A niestety, obie te cechy wysuwają się na prowadzenie w wyścigu charakterystycznych cech dzisiejszych ludzi. Nie zgadzasz się ze mną? Proszę, rozejrzyj się, otwórz oczy i spróbuj powtórzyć swoje zaprzeczenie jeszcze raz, szczególnie zwracając uwagę na młodych ludzi (uogólniam, rzecz jasna). Cynicy, egocentrycy, a nawet ciemne mentalnie persony. Ktoś mógłby zarzucić mi egocentryzm, jakim prawem mogę uważać się za oryginał, to niedorzeczne i zapewne jeszcze jestem cholerną hipokrytką, która obraża innych. Oskarżenia, obwinianie i wiele innych synonimów, które mogłyby tutaj paść, ale nie widzę sensu w przepisywania słownika wyrazów bliskoznacznych (serdecznie go polecam), lekko mówiąc mnie nie obchodzą, za to obchodzi mnie, że zaczynam odchodzić od tematu, na którym chciałabym się skupić, ale staram się też nie brzmieć jak moherowy beret, tak więc weźcie pod uwagę, że jestem jedną z tych, kolokwializując, gówniarzy,
Zdecydowanie zbyt często siadam zażenowana czyimś zachowaniem i chwytam się za głowę, nie potrafiąc pojąc jakim cudem następcy tych, którzy oddali swoje życie za ojczyznę (ach, jaki piękny patos) są takimi umysłowymi amebami (tutaj można skojarzyć sobie mema z nibynóżkami na rozluźnienie atmosfery). Jaką niebywałością jest to, że miejsce patriotyzmu (o nim jeszcze kiedyś wspomnę, bo to ciekawy temat) jako najwyższej wartości zajęła przemożna chęć zalania się w trupa. Doprawdy niebywała przemiana, a to, że chęć ta zaczęła przyćmiewać wszystko inne sprawia, że zależność ta staje się tylko ciekawsza. Na to również mam starogreckie określenie, gdyż trudno się nie zgodzić, że hedonizm aż z tego krzyczy. A jednak, dzisiaj liczy się to, żeby na wycieczce szkolnej móc się nachlać, skręcić szluga i najlepiej to w ogóle nic nie pamiętać, a piętek wieczór jest oczywiście równoznaczny z sobotnią amnezją wskutek tak często praktykowanej libacji alkoholowej. Nie udaję świętej, aczkolwiek nie rozumiem gdzie się podziały tendencje poznawcze moich rówieśników i ta właściwa mentalność. Patrzę z pogardą na takich ludzi, nie uznaję tłumaczeń, że być może się "zagubili" i jawnie komentuję to wszystko z wyraźną irytacją. Zagubić się można w labiryncie, tudzież lesie, skoro ten jest w rzeczywistości dużo bardziej dostępny każdemu z nas. Zgubienie się w nieprawidłowym systemie wartości jest czymś czemu większość osób jest sama sobie winna, a ten wspaniały "fejm" na nic się nie przyda, gdyż za kilka lat odejdzie w niepamięć.

Komentarze